Magdalena od kilku godzin
siedziała w autokarze. Byli już prawie na miejscu. Podróż dla większości osób stanowiła
mordęgę. Zbiórkę zaplanowano na piątą rano, a niemal wszyscy uczniowie byli
zmęczeni i skacowani po szkolnej imprezie, do tego cała trasa miała zająć
prawie dziewięć godzin.
W tym roku odbyły się dwie
wycieczki. Wychowawczyni klasy IIb załatwiła po znajomości miejsca w ośrodku
wypoczynkowym pod Giżyckiem nad jeziorem Niegocin. Wczasowisko w okresie
zimowym nie miało zbyt wielu zainteresowanych, w chłodnych miesiącach zazwyczaj
nie było chętnych na wypoczynek na mazurach. Dzięki znajomościom nauczycielki
wyjazd kosztował niecałe 600 zł, a w cenę wliczono dojazd, wizytę w muzeum
oraz zwiedzanie miasta. Klasa IIc postanowiła skorzystać z okazji i się
dołączyć, nawet kierowca autokaru zgodził się towarzyszyć grupie przez cały tydzień
w zamian za zwrot kosztów pobytu. Jeśli zaś chodzi o IIa, to jej uczniowie
zdecydowali, że wolą jechać z pierwszoklasistami do Zakopanego. Jak w
większości szkół ponadgimnazjalnych, klasy maturalne zostały pominięte.
Nauczyciele uważali, że trzecioklasiści powinni się zająć nauką i nie mają
czasu na wycieczki.
Frekwencja na wyjeździe okazała się niespodziewanie duża. Nieco ponad połowa uczniów zdecydowała się wziąć w nim udział,
chodź do tej pory ciężko było cokolwiek zaplanować z powodu zbyt małego
zainteresowania. Jako opiekunowie pojechały obie wychowawczynie, pani Sokół oraz pani Tomaszewska, która dołączyła na ostatnią chwilę.
Podskakujący na
nierównościach autokar wyrwał Magdę z rozmyślań. Pojazd zjechał właśnie z szosy
na polną dróżkę. Dziewczyna zauważyła kątem oka, jak ktoś wymiotuje z powodu
wstrząsów, po czym poczuła coś, co wywołało u niej niepokój. Trwało to zaledwie
kilka sekund i nie miała pewności, czy to nie jakieś urojenia. Jej
zdaniem nie było szans na to, aby mogła poczuć coś takiego z tej odległości. Z
drugiej strony to raczej oczywiste, że klątwa nie pozwoli jej na spokojny wypoczynek.
Gdy dojechali wreszcie na
miejsce, zaczął padać śnieg. Pasażerowie nieśpiesznie wysiedli z pojazdu. Magda
rozejrzała się wokoło. Znajdowali się w środku lasu. Wygląd gospodarstwa miał
przywodzić na myśl bliskość natury. Wszystkie budynki posiadały drewnianą fasadę,
naprzeciwko bramy znajdował się obiekt mieszkalny, po bokach umiejscowiono
stajnie, oborę oraz pomieszczenia gospodarcze. Dziewczyna nie mogła tego
widzieć, ale na tyłach zorganizowano część rekreacyjną. Cały teren otaczał
płot zbity z nieobrobionego drewna. Dookoła panował niesamowity spokój, można
było usłyszeć szum drzew, rżenie koni i ciche gdakanie kur.
Właściciel ośrodka, który był
niskim, siwym i grubawym człowiekiem po sześćdziesiątce, wyszedł uczniom na
powitanie, od jakiegoś czasu miał problemy finansowe, dlatego cieszył go widok
prawie czterdziestu osób, każda z nich zapewniała ponad sto złotych zarobku. Dołożył
im nawet dodatkowy rabat, byleby tylko zdecydowali się przyjechać.
– Witajcie w naszym ośrodku
wczasowym! – powiedział tubalnym głosem. – Wiem, że to nie najlepszy moment na
wypoczynek na mazurach, ale jestem pewien, że będziecie się tu świetnie bawić.
Na tyłach znajduje się tor do jazdy konnej, jeśli będziecie chcieli pojeździć
poproście mnie, albo Tomka, który tu pomaga, cała reszta atrakcji w każdej
chwili jest do waszej dyspozycji, nie musicie prosić o zgodę – kontynuował. – Możecie się swobodnie poruszać
po terenie całego gospodarstwa. Mamy tu stanowisko do strzelania z łuku i małą
siłownię, a na stołówce znajduje się kilkanaście gier planszowych. Jeśli
będziecie chcieli, możemy zorganizować ognisko a nawet dyskotekę. W zimie nie
mamy za wielu pracowników, ale moja żona będzie dla was gotować, a ja i Tomuś w
każdej chwili służymy wam pomocą.
– Czy możemy już wejść do
domu? – zasugerowała pani Sokół. – Zrobiło się trochę zimno.
– Już, oczywiście –
zreflektował się mężczyzna. – Powiem jeszcze tylko, że aby dostać się do
pobliskiej wsi, wystarczy iść około pół godziny drogą, jest tam niewielki
market, w którym znajduje się również stoisko z pamiątkami. Do jeziora prowadzi
dróżka pod drugiej stronie posesji, dojdziecie tam w kilkanaście minut. Nie
radziłbym jednak opuszczać terenu po zmroku, a do lasu to najlepiej się w ogóle
nie zapuszczać, pełno tu dzików i niedźwiedzi.
– A czy nie powinny
zapaść w sen zimowy? – spytała podejrzliwie Magdalena.
– Owszem… ale są również
wilki, a one nie zapadają w sen – dodał, po czym wprowadził wczasowiczów do
budynku.
Tuż za drzwiami znajdowała
się ogromna stołówka, przez którą trzeba było przejść, aby dostać się do dalszej
części budynku. Właściciel zostawił nauczycielkom klucze, po czym ruszył do
kuchni, aby pomóc żonie w przygotowywaniu obiadu. Klasa IIb natychmiast ruszyła
do części mieszkalnej, już dawno uzgodnili ze sobą kto z kim ma mieszkać. Pani
Michalska miała jednak inną wizję, chciała podjąć kolejną próbę integracji swojej
grupy, dlatego rozdzieliła uczniów po pokojach losowo.
Magda wylądowała razem z
Malwiną Piłatnik i Sarą Łucznikowską. Gdy dziewczyny wreszcie poszły do siebie,
ich oczom ukazał się skromny i schludny pokoik. Wszystko było wykonane z
drewna, nawet na ścianach ułożono boazerię. Wyposażenie bardziej pasowało do
góralskiej chaty niż do ośrodka na mazurach. Miały do dyspozycji jedno łóżko
zwykłe i jedno piętrowe oraz ogromną szafę, dwie szafki nocne i komodę. W
pomieszczeniu znajdowały się również drzwi do niewielkiej, lekko zapuszczonej łazienki.
– Zajmuję łóżko na dole! –
krzyknęła Madzia, po czym uwaliła się na upatrzonym miejscu.
Po chwili wstała, aby się
rozpakować. Może nie miało być tak źle? Trafiła do pokoju z Malwiną, która
zawsze zachowywała się w porządku, i Sarą, która zazwyczaj była czymś naćpana i miała wszystko gdzieś. Sasek nawet nie przyjechał, a reszta klasy od jakiegoś
czasu starała się jakoś wkupić w jej łaski.
Gdy obiad dobiegł końca, zaczynało już zmierzchać. Kilku uczniów, mimo ostrzeżenia właściciela ośrodka,
postanowiła udać się do wsi, pod pozorem spalenia kalorii po posiłku.
Nauczycielki zgodnie stwierdziły, że wszyscy są na tyle dojrzali, że mogą iść
sami. Nieważne ile było w tym prawdy, ważne że same nie musiały się nigdzie
ruszać.
Wyprawa miała dwa jasno
określone cele: żarcie i alkohol. Nikt nie obawiał się wilków, nie do końca
wierzono w to, że można się na nie natchnąć, a nawet jeśli, to nie mieli czego
się bać. Zaciągnęli ze sobą Magdalenę, a
skoro mogła pokonać demony, to dzikie zwierzęta tym bardziej. Dziewczyny zupełnie
nie interesowała wycieczka do marketu, miała jednak zamiar rozejrzeć się po
okolicy. Otoczenie wydawało się wręcz sielankowe, nie zauważyła nic, co mogło
wydać się podejrzanie. Mimo to miała złe przeczucia.
– Gdzie ten sklep? – spytał
jeden z uczniów, gdy już dotarli do pierwszych zabudowań.
– Chyba tam. – Madzia wskazała
na budynek, nad którym poniszczony widniał szyld z czarnym kotem i napisem „Brutto”. –
Jestem po wrażeniem tej januszowskiej fantazji – stwierdziła.
Całe towarzystwo udało się na
zakupy. Magda z rozbawieniem przyglądała się uczniom, którzy wybierali alkohol
tak, jakby zależały od tego losy świata. Demonicy po chwili znudziło się to
zamieszanie, postanowiła poświęcić chwilę na obejrzenie regału z pamiątkami. Poza
sezonem nikt nie uzupełniał jego asortymentu, jednak wciąż znajdowało się na
nim kilka bibelotów. Nastolatki z reguły nie interesowały takie pierdoły, jednak kubeczek
z napisem „pamiątka z zadupia” skradł jej serce.
Dziewczyna bez dalszej zwłoki
skierowała się do kasy. Położyła na ladzie upatrzony kubek oraz paczkę Laysów o
smaku fromage, po czym syknęła, gdy przypadkiem dotknęła poświęconego
krucyfiksu przyklejonego pod blatem.
– Wszystko w porządku? –
spytała sprzedawczyni.
– Chyba wbiła mi się drzazga
– skłamała, po czym schyliła się aby obejrzeć to, co zadało jej ból. – Czemu
trzymacie krzyż pod stołem?
– A tak bez powodu… Strzeżonego
Pan Bóg strzeże, prawda? – Kobieta zaśmiała się nerwowo.
Za Magdaleną zaczęła się
ustawiać kolejka, dlatego postanowiła nie drążyć tematu. Zapłaciła za swoje
zakupy, uważając, aby sklepowa nie zauważyła czerwonego śladu na jej palcach,
po czym wyszła poczekać przed sklepem na resztę grupy. Miała coraz większe
obawy, jednak postanowiła siedzieć cicho, dopóki wszystkiego nie sprawdzi.
Wciąż łudziła się, że to tylko jej paranoja.
Po około kwadransie wszyscy
byli gotowi do drogi. Nikt wcześniej nie wpadł na to, aby zabrać ze sobą
pełnoletniego ucznia, jednak sprzedawczyni nikogo nie zapytała o dowód. Kupienie czterech reklamówek wódki i piwa, oraz podobnej ilości przekąsek nie
sprawił żadnego problemu.
– Powiedzcie mi geniusze… Jak
chcecie to wszystko przemycić, skoro nauczycielki nie mają raczej zamiaru
ruszać się ze stołówki? – zapytała zaciekawiona. – Jest nas siedmioro, a wy
macie ze sobą alko dla całej wycieczki.
– Wszystko mamy obmyślone –
odpowiedział jeden z uczniów. – Użyjesz swoich mocy i podasz to przez okno
komuś, kto ma pokój na piętrze.
– A niby dlaczego miałabym to
zrobić?
– Madzia, no nie bądź taka –
jęknął.
– Myślicie, że jak nagle
zrobicie się dla mnie mili, to zapomnę o tym, jak wcześniej mnie traktowaliście?
– fuknęła. – Co będę z tego miała?
– Butelkę Żubrówki? –
zasugerował.
– A po jaką cholerę mi
Żubrówka, skoro demony mojego rodzaju nie mogą się w żaden sposób upić?
– No dobra… – Uczeń stracił
fason, czym rozbawił demonicę. – Kupiłaś chipsy serowe, prawda? My mamy takie
cztery, jeśli nam pomożesz, to ci je damy.
– Dorzuć jeszcze jakieś dwie
czekolady i umowa stoi.
Ostatecznie Magdalena musiała
transportować alkohol już od połowy drogi, ponieważ chłopacy mieli za mało
siły, aby pokonać cały dystans z takim obciążeniem. Całe szczęście, że nie
spotkali po drodze nikogo z miejscowych, bo z lecących i pobrzękujących
reklamówek ciężko by było się wytłumaczyć.
Przemycenie zaopatrzenia nie
sprawiło żadnego problemu. Gdy byli kilka metrów przed bramą, wykonali telefon
do wtajemniczonej uczennicy, która natychmiast otworzyła u siebie okno. Magda
upewniła się, że na dworze niema nikogo z pracowników ośrodka ani kadry
pedagogicznej, po czym przy pomocy telekinezy przeniosła torby do pokoju, gdzie
zakupy trafiły w bezpieczne ręce. Uczniowie wkroczyli do budynku mając przy
sobie jedynie siatki z przekąskami, bez problemu minęli niczego nie
podejrzewające nauczycielki, które spokojnie popijały sobie kawę.
Po ich powrocie, do kolacji
zostały ponad dwie godziny, Magdalena miała czas, aby skończyć się
rozpakowywać. Gdy wróciła do stołówki pod ścianą zauważyła coś w rodzaju
szwedzkiego bufetu. Właściciele mieli za mało rąk do pracy, aby szykować specjalny
posiłek dla czterdziestu osób, dlatego ustawienie talerzy, chleba i
podstawowych dodatków do kanapek wydawało się najrozsądniejszą opcją.
Dziewczyna wzięła sobie trzy
pajdy chleba i obłożyła je serem i szynką. Wstyd było jej się przyznać, ale
mimo biegłości w używaniu wszelkich możliwych ostrzy, nadal nie potrafiła rozsmarować
masła, w razie czego wmawiała wszystkim, że po prostu bardziej smakuje jej na
sucho.
Stołówka była jeszcze
praktycznie pusta, demonica wzięła swoje jedzenie i usadowiła się przy jednym z
wolnych stołów. Rozkoszując się posiłkiem, zaczęła się leniwie rozglądać.
Podłużne pomieszczenie
przypominało wnętrze staropolskiej gospody. Na ścianach, pokrytych boazerią,
wisiało kilkanaście obrazów przedstawiających mazurski krajobraz. Rolę stołów
pełniły ciężkie, dębowe ławy, przy których stały krzesła do kompletu. W
ogromnych oknach wisiały purpurowe zasłony sięgające niemal do ziemi, drzwi
wejściowe zostały zaś wykonane z drewna okutego żelaznymi sztabami. Po środku
jednej ze ścian stał ogromny, lekko osmalony, ceglany kominek, nadający stołówce przytulnego klimatu.
Ludzie powoli się schodzili, sporo stołów zostało już zajęte. Co jakiś czas rozlegały się jęki oburzenia, spowodowane brakiem keczupu oraz
czegokolwiek do picia. Zaczęło się robić dość głośno.
– Mam nadzieję, że kolacja
będzie wam smakować – powiedział gospodarz, gdy już zgromadziła się większość
uczniów. – Cisza nocna standardowo zaczyna się o dwudziestej drugiej, prosiłbym
aby wszyscy przed snem zamknęli okiennice. Tutejsza młodzież lubi robić żarty
wczasowiczom, więc to dla waszego bezpieczeństwa.
Śnieg padał przez całą noc. Z
samego rana, ziemię pokrywało pięć centymetrów białego puchu. Tego dnia była
zaplanowana wycieczka do muzeum, po śniadaniu uczniowie mieli około godziny
wolnego. Ledwo zdążyli się rozejść do swoich zajęć, gdy nagle po terenie
ośrodka rozległ się krzyk przerażenia. Ludzie zbiegli się do obory, skąd
dochodziły wrzaski, przed wejściem zastali płaczącą ze strachu Malwinę.
Dziewczyna nie była w stanie odpowiedzieć na żadne pytania. Tomek, młody mężczyzna, który pomagał w gospodarstwie, postanowił zajrzeć do budynku, aby sprawdzić co się stało, jego śladem poszli inni. Na ziemi leżały martwe świnie i kury. Widok był straszny, zwierzęta wypatroszono żywcem, ich zwłoki zostały rozwleczone wszędzie było pełno krwi, której rozbryzgi pokrywały wyściółkę i ściany.
Dziewczyna nie była w stanie odpowiedzieć na żadne pytania. Tomek, młody mężczyzna, który pomagał w gospodarstwie, postanowił zajrzeć do budynku, aby sprawdzić co się stało, jego śladem poszli inni. Na ziemi leżały martwe świnie i kury. Widok był straszny, zwierzęta wypatroszono żywcem, ich zwłoki zostały rozwleczone wszędzie było pełno krwi, której rozbryzgi pokrywały wyściółkę i ściany.
– Chciałam zobaczyć zwierzęta
i zastałam to – wydukała Malwina, gdy już doszła do siebie.
– Czy może mi ktoś
wytłumaczyć co się tu dzieje?! – wrzasnęła pani Tomaszewska, która właśnie
przyszła na miejsce zdarzenie.
Kobieta przegrała grę w
marynarza ze swoimi koleżankami z pracy, więc to ona musiała sprawdzić o co
chodzi. Przespała śniadanie, obudziła się dopiero pół godziny temu, dlatego
wciąż miała na sobie szary, puchaty szlafrok i męską piżamę z logo Avengers.
Przed wyjściem na zewnątrz założyła jedynie kozaki, w które niedbale wcisnęła
spodnie. Uczniowie, z szacunku dla swojej ulubionej nauczycielki, z trudem
powstrzymali się od śmiechu.
– Pan Wojtek mówił, że w tych
lasach są wilki – odpowiedział pracownik.
- Nie opowiadaj bzdur! –
wrzasnęła chemiczka, gdy już zobaczyła co się stało. – Gdyby to były wilki,
słyszelibyśmy w nocy hałas, poza tym te zwierzęta zostały zabite tylko dla
wnętrzności, mięso jest nietknięte.
– To tylko plotki…
– Gadaj! – wrzasnął któryś z
uczniów.
– Ja wiedziałem że ta
wycieczka to zły pomysł, ale pan Wojtek się uparł – jęknął Tomek. – Od sierpnia
mieliśmy coraz mniej klientów, we wrześniu nie mieliśmy ich już wcale, mamy
problemy finansowe, a nie mamy tego luksusu co inne ośrodki. Nie możemy zamknąć
gospodarstwa poza sezonem, mamy tu tuzin koni, kury i świnie… To znaczy
mieliśmy…
– Gadaj wreszcie!
– Zaczęło się od tego, że
wędkarze nie mogli złowić żadnych ryb, choć wcześniej było ich pełno. Potem coś
zaczęło atakować zwierzęta gospodarskie, później zaginęło starsze małżeństwo,
które poszło na spacer do lasu. – Przerwał na chwilę, aby uspokoić swój głos. –
Znaleziono ich kilka dni później, zmasakrowanych i wypatroszonych. Policja
zrzuciła winę na dzikie zwierzęta, ale to nie prawda, w tych lasach nie ma za wielu drapieżników,
nawet głupią wiewiórkę ciężko spotkać. Od tamtej pory nikt nie wchodzi do lasu
nawet w dzień. Turyści również omijają to miejsce. Ludzie w wiosce powiadają,
że to robota demonów, ale demony przecież nie istnieją… Prawda?
– Madzia, powiedz coś! –
pisnęła Malwina.
– Właściwie to… – zaczęła
dziewczyna.
– Co?!
– Mam mówić teraz?
– Natychmiast! – zażądał
któryś z uczniów, którego kolejne doniesienie o piekielnikach wytrąciło z
równowagi.
– No dobrze – westchnęła. – Jak
wczoraj jechaliśmy autokarem, to poczułam obecność demoniego terytorium.
– I nic nam nie
powiedziałaś?!
– Mówię wam teraz. W nocy
poszłam do lasu, aby się upewnić. Siedlisko demonów znajduje się godzinę
piechotą stąd.
– Ale nas obronisz, prawda? –
spytała pani Tomaszewska, zupełnie nie przejmując się obecnością całkiem obcej
osoby.
– To terytorium jest ogromne,
ma prawie pół kilometra średnicy, nie mogłam przekroczyć granicy, bo by mnie
zauważyli, ale w środku znajduje się od kilkunastu do kilkudziesięciu demonów i
co najmniej dwóch nekromagów. Jeśli zaatakują na raz nie mam szans.
– A co z tym twoim
stowarzyszeniem?
– Skontaktowałam się z nimi z
samego rana, niestety wyślą kogoś najwcześniej za dwa tygodnie…
– Ale przecież jest tu
kilkadziesiąt demonów, a my znajdujemy się w dziczy!!! – jakaś uczennica wpadła
w panikę.
– Pozwólcie, że wytłumaczę
wam jak działa Stowarzyszenie – podjęła spokojnie Magdalena. – Jest tajne, więc
mamy mało ludzi, bo potencjalni pracownicy nie wiedzą gdzie wysłać CV, nie
możemy sobie pozwolić na rozbudowaną ochronę. Mamy tylko trzy siedziby
rozmieszczone w strategicznych miejscach:
Warszawa, Kraków i Szczecin, oprócz tego po jednym zespole łowców w
każdym większym mieście. Mamy cholerny deficyt ludzi, a w zimie wszyscy wolni
pracownicy uganiają się w Tatrach za białymi wędrowcami.
– Masz na myśli potwory z Gry
o Tron? – zdziwił się jeden z uczniów.
– Zbieżność nazw jest raczej
przypadkowa, bo demony, które mam na myśli, bardziej niż serialowych white
walkerów, przypominają to czym kichała Elsa w Gorączce Lodu… Co nie znaczy, że
nie odgryzą ci twarzy gdy się na nie natkniesz. Od kilkudziesięciu lat jakiś
nekromanta co zimę sprowadza kilka tysięcy krwiożerczych bałwanków, a stowarzyszenie
nie jest w stanie go złapać, więc muszą ganiać za jego śmiesznymi tworami.
– Nic nie rozumiem – wtrącił
się nagle Tomek.
– To siedź cicho, a najlepiej idź w cholerę i
nam do jasnej anielki nie przeszkadzaj! – warknęła chemiczka.
– Najbliższy wolny zespół
znajduje się w Białymstoku, ale na taką ilość demonów potrzebna grupa
uderzeniowa z Warszawy – kontynuowała Magdalena. – Biali wędrowcy, którzy
upodobali sobie atakowanie turystów mają pierwszeństwo przed demonami, które
atakują głównie zwierzęta, dlatego musimy czekać w kolejce. Wiele doniesień o
demonach było rozwiązywanych w podobny sposób, i na ogół nikt przez to nie ginął.
Nie tylko stowarzyszeniu zależy na utrzymaniu tajemnicy. Demony z jakiegoś
powodu również nie chcą przypuszczać ataków, które jednoznacznie ujawniłyby ich
istnienie. Łowcy uważają, że na razie jesteśmy bezpieczni, chyba że…
– Chyba że co?!
– Ten demon, który tu dzisiaj
był, mógł wyczuć moc artefaktu, jeśli tak, to pewnie wróci z kolegami aby ją
zdobyć.
jakie błędy? wszystko jest w najlepszym porządku! Pisz dalej!
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńReklama bloga zostaje usunięta z Katalogowo w związku z przedawnieniem (ostatni post opublikowany ponad rok temu).
Zapraszam do ponownego zgłoszenia się w odpowiedniej zakładce po spełnieniu wymogów regulaminu spisu.
Pozdrawiam serdecznie
Ayame
Katalogowo
Ćwicz nadal, masz potencjał ;) Dużo czytaj, jest pełno książek z poradnikami jak pisać, one naświetlą Ci Twoje potencjalne błędy :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanko :)
OdpowiedzUsuń